Zaczyna się niewinnie.
Jedna wpadka znanego dziennikarza kończy się procesem.
Bezsilność skazuje go na przyjęcie dziwnego zlecenia.
Sprawa okazuje się bardzo skomplikowana i mroczna,
a stawką ostatecznej rozgrywki staje się życie.
"Ty plugawa świnio! W tej wsi to ja mam na to monopol."
Czy ktoś jeszcze pamięta o tym, że staram się trzymać zasady "najpierw książka potem film"? Już chyba na dobre możecie o niej zapomnieć, po raz kolejny ją złamałam i chyba nie ma sensu dłużej się jej trzymać. Tym bardziej, w przypadku ekranizacji powieści Stiega Larssona z 2011 roku - Dziewczyna z tatuażem. Ale wracając do książki ...
Mikael Blomkvist jest dziennikarzem w popularnej gazecie przełamującej stereotypy. Natrafiając na ślad oszustw znanego biznesmena postanawia wszystko ujawnić. Nie zdaje sobie sprawy, że sytuacja jest ukartowana, a on sam w efekcie zostaje skazany. Nagonka medialna zmusza dziennikarza do wycofania się z życia publicznego. W samą porę pojawia się zlecenie od potężnego przedsiębiorcy. Ale jak wszystko i to zlecenie ma drugie dno sięgające w zawiłą przeszłość zleceniodawcy i jego rodziny.
Książkę tak genialną czytałam już dawno. Bo czego tu nie ma? Główny bohater - Mikael spisuje się świetnie zarówno w roli upartego dziennikarza, który wyproszony drzwiami dobija się do okna, jak i detektywa amatora. Gdy choć troszkę czytelnik wyczuwa nudę do akcji wkracza Lisbeth. Co to za bohaterka !? Przede wszystkim nie wpasowuje się w żaden ze schematów bohaterki literackiej. Niepozorny wygląd, tatuaże, kolczyki, oryginalny styl... wow! Jej osobowość to już zupełnie inna para kaloszy. Zdeterminowana, o wyraźnych poglądach i do tego bardzo tajemnicza. Takie połączenie satysfakcjonuje mnie w pełni.
Larsson w swojej powieść spełnia przepis na bestseller idealnie. Żadnych schematów - to hasło powinno reklamować książkę. Lisbeth niemal od początku przykuwa uwagę, jeśli nie wyglądem to na pewno niesamowitymi zdolnościami pierwszorzędnego hakera. To co ta dziewczyna potrafi zrobić z komputerem nie potrafię nazwać inaczej niż magią. Co do samej fabuły stanowi jedynie pratekst do zaprezentowania genialnie napisanych postaci pierwszoplanowych. Choć i ona nie zawodzi nawet w najmniejszych szczegółach
Podsumowując, "Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet" to naprawdę dobry kawał krwistej powieści, którą każdy czytelnik pochłonie bez dłuższego zwlekania. Choć początkowo objętość tego dania możne przerażać to w trakcie czytanie praktycznie tego się nie odczuwa. chyba że lubisz czytać w niewygodnej pozycji.
Serdecznie polecam.
Uwielbiam tę książkę! Czytałam ją jednym tchem, tak mnie zainteresowała ta powieść. :)
OdpowiedzUsuńNie słyszalam o tej książce. Ciekawa jestem, czy przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o zasadę "najpierw książka...", to już dawno odkryłam, że nie zawsze się sprawdza :D
OdpowiedzUsuńCałe "Millennium" uwielbiam. Zdawało mi się, że to nie mój gatunek, a tymczasem naprawdę przypadło mi do gustu.